środa, 29 lutego 2012

everything has been said before

obejrzałam ostatni kostiumowy melodramat, teraz jak najdzie mnie ochota na dobry romans to nie wiem co zrobię. matko, co za bieda, mam słabą głowę do picia i beznadziejną psychikę do oglądania tego typu filmów. jestem oficjalnie nieprzystosowana do życia w XXI wieku. wracam do XX, był milion razy lepszy. to znaczy tak mniej więcej po '92 ale mniejsza. 

chce mi się palić, imprezować i wchodzić na fejsa. drogi poście, błagam, skończ się już bo zwariuję. ...to znaczy bardziej. 
jestem głodna i chce mi się spać. ene due like fake, torba borba usme smake, deus, deus, kosmateus i morele baks (czy coś w ten deseń). raz dwa trzy dziś obiadu nie zjesz ty (ta końcówka jest groteskowa, muszę ją zmienić przy wyliczankach). wypadło na "jestem głodna" więc idę coś wszamać i spać. dobranoc!


chodzi mi po głowie marilyn manson - spade od dzisiejszego popołudnia i nie chce sobie pójść. 
I'm a diamond that is tired
Of all the faces I've acquired



jestem mansonowym nałogowcem, po 5 latach nadal mi nie przeszło.
... w zasadzie to słucham w kółko całego albumu golden age of grotesque.
znów się bez sensu produkuję. 

zdecydowanie lubię płakać na romansach i melodramatach, oj tak. i słuchać mansona. rawr, dziwne, że jeszcze mnie te moje sprzeczności nie rozniosły.
dziękuję za uwagę, dobranoc.
o, i boli mnie noga.

wtorek, 28 lutego 2012

i can feel the sunlight

drogie misie,

jeśli ktoś jeszcze raz zacznie ingerować w moje życie prywatne, które jak sama nazwa wskazuje, jest prywatne, bądź zacznie mnie swatać z Markiem to osobiście wezmę bazookę i jak rasowy psychopata najpierw poszatkuję a potem dopierdzielę bazooką. i'm serious, seriously serious .... ^^
słucham dudy, nienawidzę się za to, umrę, przepadnę, zginę, foka płacze.






już tylko 3 dni! każdy pretekst jest dobry, by wyjechać.
+ to szósty dzień bez fejsa, no ja nie mogę, pobiłam życiowy rekord. jestem happy jak te pieluszki, jutro 4 godziny ćwiczeń, przeszło mi bycie pieluszkami, dobranoc.


jestem gruba, oł je.



poniedziałek, 27 lutego 2012

o maratonie słów kilka




Dzień 24ty, wieczór zbliża nieuchronnie się
Pauli wciąż nie ma a mróz aż się niesie
Ale czekać trzeba i warto, kompana byłby brak
I siedzimy koło ławki i wszyscy na znak
Komenda "to ona!" i wszyscy głowy zwrot
Na nogi i mamy już cały maratonowy zlot,
Do Kameralnego z nadzieją podążamy 
Chłód nam nie robi, miejsc nie ma i brechtamy
Że w 1 rzędzie siedzieć trzeba będzie
Ale było to niepotrzebne żadnej zrzędzie
Szczęście złodzieje mają bo pożytku narobili
Inaczej by wszyscy głowy z dupami stracili
Piknik rozkładamy niczym Rohhirimowie przed Pellenorem
Ktoś zrzędzi z tyłu że nie okrył się śpiworem
Z pozycją jest ciężko - żadnie niewygodna
Horyzontalna, siedząca - żadna nie dogodna
Wnet to idea niczym państwa liberalnego
Pomysł niczym mistrzostwo pióra Dantego
Przełom epokowy niczym po romantyźmie pozytywizm
Ukazał się właśnie Górskiego produktywizm
Wnet pod głowe torbę pełną rzeczy
I oto do wszystkich rzeczy:
Eureka! Perfecto! Bellisimo na prawdę
Zróbcie jak ja - powiadam zaprawdę !
Wnet podłapali wszyscy i szczęśliwi oglądali
Niektórzy dostawali rozkazy aby się czołgali
Nie krępowali i przeszli raz jeszcze
Ale to nie były wszystkie żarciki-wieszcze
"If You Know What I Mean" myślą przewodnią się stało
I każdą scenę filmu napawało
Znaczeniem drugim i przy życiu nas trzymało
I tak minęły częśći dwie bez przeszkód żadnych
Ale okazało się że w pozycjach dokładnych
Mankament się ukazał - godzina późna nadeszła
I chęć do spania wszystkich przeszła
Pozycja leżąca temu nie sprzyjała
W głowię się o śnie myśł przewijała
Ale twardo zostaliśmy - zasnąć nie można było
I tak oto sześciu nas przeżyło
Bez strat z zadaniem oto ukończonym
Przez cały czas snuffem było uwieńczonym
I kawą, orzeszkami, nachosami i napojem
I dobrze że przyszliśmy z wodopojem
Godzin to jednak wiele na nogach zostać trzeba było
I w ten sposób jednego problemu się pozbyło
Rola poduszki też niczego sobie
I choć myślałem że ręke prawą sę odskrobie
Tak przeżyłem i chwalę to sobie
Cały dzień ten a wieczór szczególnie
Oznajmiam raz kolejny i ogólnie
Star Warsy nadchodźcie - wyzwanie przyjęte
Towarzystwo nadchodzi ponownie - nieugięte!
autor: D. Górski vel. Sianko






Wieczór piątkowy godzina 20 podobno
Stoimy na Długiej, zimno, okropno
Nadchodzi Paula, kierunek kino
By zamierzenie epickie się spełniło
Kameralno kino, bilety w dłoń
Zamieszanie z miejscami korzystnie wyszło
Wyjebka total, chill i beka
Czas nie goni, nikt nie czeka
Snuff sypiemy kolejny raz
Lufka w dłoń, nikt nie mówi pass
"Czołgaj się kurwo" niech zabrzmi więc
Kolejny raz wybucha śmiech
"Lej tę kawę kurwa!"czas oczy odkleić
By na następnej części bekę powielić
Powrót Króla nastaje dziwny stan
Oczy chcą spać, ciało iść w tan
Rohirrimowie w Gdańsku tworzą nowy klan
I z dzidą i bez dzidy, po korytarzy spam
Następnego dnia w BoŚ'a już gram
Lecz wspomnienia epickie nachodzą mnie
Myśląc o przyszłości, Star Wars już wie
Jeśli to się nie wydarzy będzie bardzo źle
Le ja sie nie boję i wierzę w PG
A następna epicka noc zacznie się
autor: Jan vel. ... Jan


niedziela, 26 lutego 2012

nieogarniająca Paula wita was

cześć, mam najlepszego męża na świecie!

cały dzień spędziłam na niewiemczym, wiem tylko, że średnio co 15 minut latałam do lodówki sprawdzić czy nie siedzi w niej Latający Potwór Spagetti, oglądałam hobbitów wziętych do Isengardu, gadałam z mężem i rozwiązywałam krzyżówki. czyli opierdaling pełną parą, me gusta.




siema, lubię tego gifa.
mhmmhmmhm, jutro na 10. bardzo podoba mi się tototototototo.
matko, piszę tu bez ładu i składu, aktualnie zawartość mojego mózgu równa jest zawartości tej notki. nie ogarniaaaam. 





sobota, 25 lutego 2012

taking the hobbits to isengard



wreszcie mój telefon wygląda jako tako. co prawda jest teraz w dwóch odcieniach niebieskiego (niebieski i szary xd). ale teraz przynajmniej mojemu telefonowi nie odpada fragment telefonu. ^^
męczyłam się 45 minut z jedną małą śrubką bo nie miałam dobrego śrubokrętu, po czym tata pokazał mi swoją kolekcję śrubokrętów jubilerskich. .......... ja pierdzielę. myślałam, że wbiję jeden z nich w nokię. godzina pierdaczenia się z czterema śrubkami, z jedną 45 minut, no me gusta.
przez to, że wstałam po 14 mam wrażenie, że aktualnie jest koło godziny 18 dopiero -,- ale warto było, 10-godzinny maraton LOTRa był świetnym piknikiem. wszyscy którzy nie poszli - żałujcie, ofiary losu! 
jakby było mi mało obejrzałam jeszcze dziś film i właśnie wcinam kisiel malinowy-limonkowy z melisą. Jastarnia nauczyła mnie jak robić dobre kisiele, oj tak.
a teraz czas na kolejną porcję snu coś czuję.









piątek, 24 lutego 2012

masz mój miecz!



poznałam sklep rowerowy mojego byłego od podszewki, przejechałam 20 km rowerem w wichurze a teraz czas na maraton!



czwartek, 23 lutego 2012

skateboarding dog



to dopiero drugi dzień a mnie nosi, żeby wejść na fejsa. rawr, nie podoba mi się to. ale będę się trzymać dzielnie! 

matko laborki z fizyki z S. niszczą mi psychikę. jak można mieć wszystko dobrze i dostać dst? no jak? kuźwa, ta kobieta działa mi na nerwy. jeszcze tylko jutro godzina z nią na wykładzie i weekend. do czwartku nie będę musiała słuchać jej upiornego głosu.
no właśnie, już jutro maraton LOTRa! no nie mogę się doczekać, aż mnie świerzbi, żeby zacząć pakować jedzenie na jutro ^^ będzieawesome, będzieawesome, będzieawesome.
dzień drugi bez fejsa, mission accompished.


jutjub podpowiedział mi ten kawałek, let's say it's quite nice: canaan smith we got us



środa, 22 lutego 2012

the cogitation



tak bardzo lubię przypowieść z dzisiejszej ewangelii. w zasadzie jest moją jedyną ulubioną. dla niewtajemniczonych jest o dobrym Samarytaninie :) podoba mi się o tyle ta historia, że pokazuje, że ludzie, którzy przez społeczeństwo są uznani za złych, wcale tacy być nie muszą. pokrzepia mnie myśl, że wiara w człowieka nie jest próżna, że jest nadzieja na bycie lepszym.
że ja mogę być dobra.
czas na zmiany. myślę, że ten post będzie taką szansą na zmianę wobec innych i wobec siebie. mam trzy postanowienia, jedno "dla mnie", dwa "dla innych" ^^ chociaż w 99% moje postanowienia kończą się fiaskiem nigdy nie przestanę próbować. bo co mam do stracenia? okej, mogę w zasadzie stracić nerwy bo jedno z postanowień jest ultrahipermega trudne do spełnienia. żeby nie powiedzieć niemożliwe.
ale nie, przecież nie ma rzeczy niemożliwych, są jedynie trudniejsze do spełnienia. skoro z fizyką mi się udało to uda mi się ze wszystkim.
dochodzę do wniosku, że w głębi duszy jestem zbyt dużą optymistką. cokolwiek nie robię, czegokolwiek nie planuję zawsze gdzieś tam w środku mnie jest takie ogromne przeświadczenie, pewność wręcz, że mi się uda. chociaż wszystko wskazuje na coś zupełnie przeciwnego. nie wiem skąd mi się to bierze, czasem staram się to zagłuszyć ale oczywiście bezskutecznie. może to nawet lepiej, że mi się nie udaje? jestem żywym dowodem, że człowiek może mieć masę szczęścia w życiu. udało mi się skończyć naprawdę dobrą szkołę, o profilu, który był dla mnie wyzwaniem. dostałam się na jedną z lepszych uczelni w Polsce, na niełatwy kierunek. ba, utrzymuję się na nim! mam kilku przyjaciół na których nigdy się nie przejechałam, a tych, których straciłam dali mi lekcję życia. mam hobby, które sprawiają mi bezgraniczną radość i choć jestem blondynką nie narzekam na inteligencję. jestem szczęściarą, naprawdę. 
ktoś mnie kiedyś zapytał czemu wierzę w Boga, przecież to głupie. otóż nie, ja mam za wielką wiarę we wszystko i na coś muszę to przelać. a na co jeżeli nie na tak zwane siły wyższe? matko, przerażają mnie moje pobudki.


+ dzisiejsza rozmowa w Pasibrzuchu z Pauliną mnie natchnęła do przemyśleń, prawdę mówiąc, bardzo takie rozmowy lubię. kurde, człowiek jest jednak stworzony do bardziej twórczego myślenia niż tylko "hm, co wypiję dziś wieczorem...?" i "z kim pójdę imprezować?". jakby tak każdy przemyślał dosłownie kilka spraw, współpraca i relacje międzyludzkie byłyby milion razy prostsze. gdzieś tam, w jakiejś piosence, był fragment "nie chcę żyć tylko po to, żeby oddychać". bo tak właśnie większość z nas funkcjonuje. każdy prze do przodu nie oglądając się za siebie i nie myśląc co czeka go na końcu tej drogi. byleby iść. bo nikt inny się nie zatrzymuje.
i właśnie tego mi trzeba.
zatrzymać się.





poniedziałek, 20 lutego 2012

Hybryda 23

Obudź się.
nie ma ani jednej osoby, która  widziałaby o niej wszystko. przez lata uczyła się jak dawać ludziom nie to, czego chcą, a to, co mogą dostać. żadne z bliższych osób nie wiedziało o niej wszystkiego. dawała im tylko fragmenty siebie, każde z nich znało ją jako inną osobę. miała w sobie cztery podświadomości, każdemu z "przyjaciół" dała po jednej. czemu? proste. jedynymi osobami, które wiedziały o niej dużo byli rodzice. po kilku latach doszła do dość bolesnego wniosku, że jednak wiedzą za dużo. zrozumiała wtedy, że nie popełni tego samego błędu jeszcze raz. nie chciała doświadczać tego bólu związanego ze zdradą i zranieniem. ile razy można pluć człowiekowi w twarz i oczekiwać szacunku i przebaczenia? 
nawet największy przyjaciel przestaje nim być gdy po raz kolejny nadużyje zaufania. 
dlatego nikogo do siebie nie dopuszczała. stworzyła swoją skorupę, w której była bezpieczna. bezpieczna ale samotna. to był koszt posiadania schronienia przed światem, który chciał ją zniszczyć, umęczyć. 
nie wierzyła w żadne wartości moralne czy etyczne, coś takiego nie istniało - istniały tylko potrzeby ludzi, którzy chcieli pogrążyć innych. a ona była za słaba, żeby stawić czoła całemu światu, bezbronna by walczyć o swoje, zbyt delikatna by dobyć miecza. ukryta w swoim małym istnieniu odwracała się do wszystkich marząc, by ten koszmar wreszcie się skończył. lata mijały a żal jedynie wzbierał, żal do najbliższych o niewyciągniętą dłoń. 
jej świat stawał się na tyle wyraźny, że traciła kontakt z rzeczywistością. zapominała o samotności, Skorupa wydawała się z biegiem czasu coraz cieplejsza, przyjemniejsza. była jak ciepłe łóżko o poranku, jak ulubiona para skarpet zimowych, jak objęcia ukochanej osoby. 
problem pojawił się niespodziewanie - przybyła Osoba, z którą miała na zawsze się pożegnać, ta część jej jaźni, której nie chciała znać. nienawidziła jej tak samo jak tego świata. ta Osoba była produktem jej słabości. ta Osoba brzydziła ją do tego stopnia, że odwracała wzrok w stronę świata. świata, który desperacko dobijał się do drzwi jej schronienia krzycząc, żeby była odważna. żeby wyszła na zimny wiatr, wiejący nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak mocno. 
Obudź się. 
przepełniona bólem podniosła powieki.





niedziela, 19 lutego 2012

ostatni weekend karnawału!


tak bardzo, bardzo, bardzo przesadziliśmy wczoraj z tym disco polo, serio. mózg rozjebany. za to tortilla wyszła mega, Marioli nigdy więcej nie dam przypraw: 1. myli sól z cukrem (kiedyś) 2. spsuła mi pieprzniczkę :< 3. dodała tyle przyprawy do kurczaka, że z salonu było ją czuć + komentarz "lubię przyprawy" rozwalił wszystkich.
mogę być też spokojna, że nie wpuszczą mi nikogo obcego do domu. znajomego też.
matko, tak bardzo me gusta ten wieczór. chociaż miałam ochotę zabić rano budzik to plus jest taki, że teraz jem cudownie smaczną babkę, popijam ciepłą herbatą i jestem po 3 godzinnym spacerze z 14 letnim spermojadem <3

czas na film!


środa, 15 lutego 2012

they say she's in the class A team

ed sheeran, the a team
tak bardzo bardzo lubię ten kawałek.


sesja zaliczona, żadnego długu, fizyka pokonana i nauczona, że ze mną się nie zadziera. cieszę się z tego bardzo ale... jednak to już nie jest taka pełna radość wiedząc, że na przykład M się nie udało. więc cicho sza, nic nie mówię więcej, trzymam tylko kciuki, żeby pokazała na poprawce jak bardzo tę fizykę umie. przynajmniej tyle mogę zrobić.

minęło trochę czasu od ostatniej notki, miałam też trochę czasu na te wszystkie pytania egzystencjalne, które nieustannie dobijają się, żeby je poruszyć. a walcie sobie, w piątek będę miała dla was czas.

czuję jak schodzi ze mnie to tygodniowe adhd. matko, mam ochotę zrobić jednego wielkiego facepalm'a na moje zachowanie. jak teraz sobie myślę to zachowywałam się jak konkretnie nadpobudliwe dziecko, czas na moment, kiedy się ogarnę. teraz mam ochotę po prostu posiedzieć w domu, porozmawiać z kimś, obejrzeć friendsów. i tak na kompletnym chillu. o taak.
kawy, dajcie kawy.

mówiłam już, że będę miała remont w pokoju? taki duży, bardzo duży. więc jeśli ktoś chce zobaczyć odwzorowanie mojego charakteru ostatnich... 5 lat? to zapraszam w ten weekend.
matko, nie mogę się doczekać zmian!


sobota, 11 lutego 2012

nie ma rzeczy niemożliwych

są jedynie te, które są trudniejsze do wykonania.
minęło 6 godzin od rozdania zadań a mi nadal serce wali jak oszalałe. cieszę się, że to już za mną, co ma być to będzie. jutro ciąg dalszy chillowania, autajder, teatr. mam nadzieję, że sesję mogę z czystym sumieniem uznać za zamkniętą, oby Miła Bogu miała dobry humor jak będzie sprawdzać nasze prace.
zapuszczam Coldplay'a, zawijam się w koc i biorę książkę.

czwartek, 9 lutego 2012

keep on chillin'

i'm a big, big girl
in a big, big world
it's not a big, big thing  
if you'll leave me
but i do do feel
that i do do will
miss you much, miss you much




już zapomniałam jak bardzo lubiłam ten kawałek. cóż, nic się w tej kwestii nie zmieniło.
w przeciwieństwie do innych. 
jak obiecałam, chwalę M. za podjechanie pod oblodzoną, niepodjeżdżalną górkę. i jednocześnie dobrze, że wpadł bo przynajmniej właśnie skończyłam sprzątać w mieszkaniu ^^
pewnie jakoś koło 22 dam kolejny fragment Hybrydy 23. ta książka to będzie moje katharsis. jeszcze nie wiem jaka gruba będzie ale na pewno będzie zawierała wszystkie moje przemyślenia, które od dawna mnie gryzą. 
okej, jutro pierwsze wykłady od niesamowicie długiego czasu, już zapomniałam jak wygląda sala 200 w GG. sobota to generalnie będzie pogrom coś czuję, niedziela będzie świetna - to też czuję w piętach. 
poprawiam sobie humor jak tylko mogę. 




but i do do feel
that i do do will
miss you much, miss you much.


środa, 8 lutego 2012

kalafior

bo co jest złego w spotykaniu się z byłymi? ja na przykład lubię z nimi chodzić do kina. w sumie to bardzo komfortowa sytuacja - mogę być cały czas sobą bo przecież i tak on mnie zna. to taka randka- nie randka o ile coś takiego istnieje ^^
ale ale, przejdę do rzeczy: mimo, że Underworld zamienia się w "hej, masz za uroczą twarz, naprawię ci ją, poczekaj, tylko znajdę granat" to na soundtracku się nie zawiodłam. zastanawiam się czy kiedyś wyrosnę z wampirów i wilkołaków w Underworldzie i zombiaków w Resident Evil. ... nie, nie wyrosnę. Kate i Milla wyglądają w tych filmach mega i jakąkolwiek zrytą fabułę do filmów z nimi dadzą - polecę do kina potykając się o własne nogi. cóż sentyment robi z człowiekiem...
w kwestii rocznicy: jak ostatnio sprawdzałam tort nie wyglądał tak genialnie jak miał ale pozostałe prezenty są w jak najlepszym porządku.
myślami zostałam w kinie, idę się łączyć z Katarzyną.

20 lat minęło jak jeden dzień ^^

dziś moi rodzice obchodzą 20 rocznicę ślubu. od rana latam i coś szykuję - mam masę pomysłów ale żaden do końca nie jest możliwy do zorganizowania. damn it, muszę zrobić prawko.

cóż, jeden mogę zrobić od a do z więc biorę się za robotę. jak już sama będę wiedziała co przygotuję na ten ważny dzień to napiszę :)
swoją drogą patrzcie co znalazłam: 
1. rocznica - Bawełniana
2. rocznica - Papierowa
3. rocznica - Skórzana
4. rocznica - Kwiatowa
5. rocznica - Drewniana
6. rocznica - Cukrowa
7. rocznica - Miedziana
8. rocznica - Spiżowa
9. rocznica - Generalska
10. rocznica - Cynowa
15. rocznica - Kryształowa
20. rocznica - Porcelanowa
25. rocznica - Srebrna
30. rocznica - Perłowa
35. rocznica - Koralowa
40. rocznica - Rubinowa
45. rocznica - Szafirowa
50. rocznica - Złota
55. rocznica - Szmaragdowa
60. rocznica - Diamentowa
że też ludziom chce się wymyślać nazwy do rocznic, serio. hm, porcelanowa. może zorganizuję jakąś symboliczną porcelanę? serwis do herbaty? kurczę, ciężkie. 

wtorek, 7 lutego 2012

rzygu rzygu, trochę marudzę

gdziekolwiek się nie ruszę wszystko uświadamia mi, jak bardzo stałam się obojętna dla kogoś. nie powinnam być zła, a jestem, nie powinno być mi przykro a jest. a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę się uwolnić. chrzanię taką sytuację. wszystko wokół mnie jest frustrująco fałszywe. zaczynam się denerwować +  boli mnie żołądek, adie, arrivederci, goodbye, auf wiedersehen.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Hybryda 23

- Mario, poczekaj!
Poczuła dreszcz. Marzyła o tym, aby zapomnieć o tym głosie, wspomnieniach z nim związanym i wreszcie o samym jego posiadaczu. Ten głos uświadamiał jej jaką pomyłkę popełniła, jak oszukała siebie i swoje serce. Rozgoryczenie wezbrało. Maria przyspieszyła kroku, minęła piekarnię, do której miała wstąpić i skierowała się do biblioteki. Miała nadzieję, że miejsce takie jak to odstraszy Posiadacza Tego Głosu. Zamknęła parasol przed wejściem, szybko otrzepała z kropli i weszła do środka. Stukot obcasów o kafelki na klatce schodowej mieszał się z natłokiem myśli, które aż zdawały się uderzać. Potrząsnęła głową, jakby to miało uwolnić ją od nich i dobiegła do głównego wejścia do biblioteki. Pchnęła drzwi.
Zapach książek zawsze ją uspokajał. W nich znajdowała się cała mądrość poprzednich pokoleń, doświadczenie i spojrzenie na świat. Poczuła się bezpiecznie, wiedziała, że w nich znajdzie wszystko czego potrzebuje. Zawsze.
Zamiast jak zwykle przywitać się z bibliotekarkami, rzuciła tylko pospieszne "dzień dobry" i skierowała się do działu literatury pięknej. Udając, że szuka książki obserwowała nadciągającą burzę zza regału- w głębi duszy liczyła, że nie będzie musiała z nim rozmawiać. Wstrzymując oddech czekała aż otworzą się drzwi wejściowe.
I stało się tak, jak się spodziewała. W wejściu stał z roztargnionym wyrazem twarzy, kompletnie przemoczony, Posiadacz Tego Głosu. Wzdrygnęła się. Nie była przekonana czy to dlatego, że było jej zimno, czy ma to może związek z tym, że było jej niedobrze na samą myśl o czekającej ją sytuacji.
- Przepraszam najmocniej, czy była tu dziewczyna o długich brązowych włosach, takich dotąd - przejechał palcem po łopatce - z czerwoną parasolką, w czarnym płaszczu? - zwrócił się do pani Emilii, jednej z bibliotekarek. Ta spojrzała na swoje koleżanki znacząco i zwróciła się do mężczyzny:
- Pan wybaczy, nie zwróciłam uwagi.
Owy pan przeczesał włosy, podziękował i wyszedł. Maria myślała, że wycałuje panią Emilię za zrozumienie powagi sytuacji. Podeszła do niej.
- Bardzo dziękuję za ratunek. Ten mężczyzna chodził za mną od Beethovena.
- Cóż, zauważyłyśmy, że coś się stało. - tu znacząco skinęła na swoje współpracownice - Chcesz o tym porozmawiać? - przyjrzała się Marii badawczo.
- Nie, nie, nie ma o czym. - uśmiechnęła się dziewczyna. Uśmiech miał być przekonujący ale chyba nie osiągnęła swojego celu, ponieważ starsza kobieta ciągnęła:
- Czy to ten mężczyzna, o którym wspominałaś w zeszłym tygodniu?
Maria zwiesiła głowę. Te kobiety były dla niej jak przyjaciółki, trudno więc ukrywać, że nie stało się coś, co się stało.
- Niestety tak.
Pani Emilia wyjrzała za okno. Zamyśliła się, jednak po chwili drgnęła, wstała z krzesła i ruszyła w kierunku działu z literaturą piękną, gdzie chwilę temu czaiła się Maria. Podeszła do litery G i przejechała palcami po grzbietach książek. Niespodziewanie przyklasnęła w dłonie i lekko wyciągnęła tomik. "Coś pożyczonego" mignął tytuł Marii.
- Może to nie jest równie ambitna lektura jak twoje poprzednie, ale myślę, że warta przeczytania. - uśmiechnęła się a w jej oczach zapaliło się ... psotne? światełko.
Dziewczyna niepewnie wzięła książkę. Autorką była niejaka Emily Giffin. To nazwisko wydało się znajome, musiało już figurować w jej przeczytanym księgozbiorze.
- Dobrze, zwrócę ją jutro. - uśmiechnęła się, tym razem szczerze. Schowała ją do torebki, podziękowała jeszcze raz bibliotekarkom i skierowała się na klatkę. Pół minuty później wyszła w nieustającą ulewę.
Ta pogoda coraz bardziej zaczyna przypominać moje życie - pomyślała tylko.